Labradorka Suria wita serdecznie!
labradorka-suria  
 
  O Surii 18.05.2024 16:30 (UTC)
   
 
Suria urodziła się 25 lutego 2009 roku w Lesznie. Razem z mężem odebraliśmy ją 19 kwietnia w Szczecinie. Przywiózł ją właściciel matki Surii, pan nie mógł się z nią rozstać, na pożegnanie mocno ją przytulił i pocałował.
Mama Surii nie miała rodowodu, ojciec prawdopodobnie także. Jednak nie zależało nam na tym, chcieliśmy pieska do kochania. Wcześniej planowaliśmy wziąć sobie basseta, jednak okazało się, że w naszym województwie nie są nigdzie hodowane. Zaczęłam więc zbierać informacje o innych rasach. Chcieliśmy łagodnego pieska, najlepiej małego, bo twierdziliśmy, że z dużym psem w domu będzie problem. W trakcie szukania odpowiedniego moja koleżanka przyniosła do pracy szczeniaczka shih - tzu. Był taki słodki, że stwierdziłam, iż będzie to najlepsza rasa. Gdy zaczęłam przeglądać ogłoszenia, trafiłam na malutkie, słodkie labradorki. Zainteresowały mnie. Chciałam labradora już wcześniej, ale duży.... Z ciekawości poczytałam jeszcze o labradorach i porównałam z shih - tzu. Efekt porównania był taki, że z opisu rasy wynikało, że z dużym labradorem mniej problemów niż z małą, puchatą kulką, którą trzeba regularnie prowadzać do fryzjera, kilka razy dziennie szczotkować, itp. Wybó padł więc na labradora, z czego dzisiaj ogromnie się cieszę.
Suria od pierwszej chwili skradła serce moje i mojego męża, a po powrocie do domu także reszty domowników. Z nami mieszkają moi rodzice, osoby już w słusznym wieku. Ojciec uwielbia spacery, wcześniej wybierał się sam, a teraz ma wierną towarzyszkę, poza którą świata nie widzi. Z racji tego, że nie mamy jeszcze dzieci, Suria jest pupilkiem całej rodziny, jest strasznie rozpieszczana przez wszystkich. Nawet moja mama, która była przeciwna posiadania psa w domu, przekonała się do niej bardzo szybko.

Psinka po przyjeździe do nowego domku, usnęła nowemu panu na brzuszku, malutka, słodka kluseczka.




Pierwsza nocka minęła dość spokojnie, chociaż mała troszkę popiskiwała. Jednak przytuliłam ją do siebie i zasnęła.
Następnego dnia także prawie cały czas spała. Gdy się budziła, poznawała nowy dom i rodzinę, i jadła .
Dziwiliśmy się, że szczeniaczek i taki spokojny, a zostaliśmy wcześniej uprzedzeni, że labradory to psotniki.
Trzeciego dnia Niuńka zaczęła pokazywać swoją labkowatą, ciekawską i psotną naturę.




Gdy miała niecałe cztery miesiące ciężko zachorowała na parwowirozę, mimo, że była po szczepieniach. Biedulka, nie jadła, nie piła, nie reagowała na imię, w ogóle na nic. Siedziała w swoim legowisku i patrzyła tępo w jeden punkt. Mimo choroby i tego, że ledwo stała na łapkach nie nabrudziła w domu. Zbierała resztki swoich sił i szła do drzwi, żeby ją wypuścić. Na dworze wymiotowała, załatwiała swoje potrzeby. Jednak zamiast wracać do domu, uciekała w krzaki i tam się chowała. Musiałam ją stamtąd wyciągać i przynosić do domu. Codziennie przez prawie tydzień jeździliśmy z nią na kroplówkę. Miała całe łapki pokłute i we krwi od igieł. Tak mi jej było szkoda. Weterynarz nie dawał wielkich szans na wyleczenie. Nie mówił tego wprost, jednak czuliśmy to. Na  naswze pytania czy przeżyje odpowiadał, że widać, że piesek bardzo chce żyć. Piątego dnia od rana jej stan był tragiczny. Mój mąż stracił wszelką nadzieję. Jednak ja uparłam się, że pojedziemy jeszcze ten jeden raz. I stał się cud. Po tej szóstej kroplówce psince zaczęło się poprawiać. Była strasznie słaba i wychudzona, jednak widać było, że gorączka mija. Weterynarz mówił, że najważniejsze żeby zaczęła jeść. Ona jednak nadal nie chciała nawet spojrzeć na jedzenie. Mimo zakazu lekarza zaczęliśmy jej wpychać maleńkie kawałeczki zmielonego mięsa do pyszczka i poić strzykawką. W ten sposób Suria po dwóch dniach takiego karmienia sama zaczęła jeść. Kamień spadł nam z serca. Ktoś może powiedzieć: przecież to tylko pies. To nie tylko pies, to członek rodziny, najlepszy i najwierniejszy przyjaciel.

Tak psiulka wyglądała zaraz po chorobie

 

A tak dwa tygodnie później





Dziś jest piękną wyrośniętą, dobrze zbudowaną i zdrową sunią. Nigdy nie sprawiała większych problemów wychowawczych, szybciutko nauczyła się czystości, komend. Nadal bardzo szybko się uczy, jest bardzo mądrym i pojętnym psem. Mimo, że wulkan energii, nigdy niczego nie zniszczyła. Po obejrzeniu filmu "Marley i ja" cała rodzina jednogłośnie stwierdziła, że mamy anioła w psiej skórze. Cieszy się na widok któregokolwiek z domowników, nikt nie wita mnie jak wracam z pracy tak jak ona. Nazywam ją baleriną, bo tak śmiesznie wtedy kręci dupką i maszeruje takim tanecznym krokiem
Jest bardzo wdzięczna, za parę minut poświęconych zabawie z nią lub przytulaniu, odwdzięcza się ślicznym psim uśmiechem.

Niunia, kochamy Cię bardzo, bardzo mocno!

Tak nasze Słoneczko wygląda dziś





 
  Menu
 
 
 
 
 
 
 
  Godzina
  Polecamy
www.portal.labradory.info

Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja